Korzystając z długiego postoju w Papeete (a ten wymuszony jest sezonem cyklonów na zachodnim Pacyfiku) postanowiłem zrobić sobie (ja czyli Wojtek) małe wakacje. A że o przysłowiowy „rzut beretem” czyli tylko 4.000 km leży wyspiarski kraj zwany Nową Zelandią w którym to dodatkowo mieszka mój stary dobry znajomy Michał i młoda dobra znajoma Agnieszka, to pomyślałem sobie – czemu nie.
I tak oto znalazłem się w samolocie lecącym na drugą stronę Pacyfiku. Może w najbliższym czasie coś więcej o tych wakacjach napiszę, a póki co (jeszcze na gorąco) wrzucam dokładnie 99 zdjęć.
Chronologicznie są na nich: Auckland (a w nim mały góra-wulkan Mount Eden, tereny portowe przy muzeum morskim, wieża Sky Tower, ponownie tereny portowe, uliczki w centrum miasta). Następnie uwidoczniłem przygody wokół miasta Taupo gdzie zrobiliśmy z Michałem i Arturem dwu dniowy piknik w tym szalony rafting po szalonej rzece. Pozostałe zdjęcia są z Wellington gdzie spędziłem większość czasu (wizyta w Weta Workshop - to tacy artyści co wspomagali robić Władcę Pierścieni, King Konga, Nianię, Awatara i wiele innych, uliczki i widoki miasta, wycieczka po okolicznych pagórkach, wizyta w muzeum Nowej Zelandii oraz spotkanie z Polonią, na którym to opowiedziałem w szybkim tempie o naszych przygodach).
Jeśli ktoś jest zainteresowany jak się żyje w Nowej Zelandii polecam wiatrem pisany blog Agnieszki