Rejs trwa:
1
1
5
5
0
0
4
4
dni
0
0
9
9
godz
5
5
6
6
min
4
4
0
0
sek

 

×

Uwaga

IMAGESIZER_ERR_ACCESS

Wyspa Wielkanocna to już  nasz ostatni przystanek w Chile. Warto by więc podsumować nasz pobyt w tym pięknym kraju a także na całym kontynencie południowo amerykańskim. Tym razem trochę od kuchni (a właściwie o kuchni).

Bardzo często znajomi pytają nas w mailach co właściwie tutaj jemy, jakie są lokalne potrawy i kulinarne ciekawostki? Generalnie można by powiedzieć, że Ameryka Południowa wołowiną stoi. W Brazylii były to głównie ogromne steki. W Urugwaju i Argentynie króluje asado czyli grill. Grilluje się praktycznie każdy rodzaj mięsa. Jest to najpopularniejszy sposób przyrządzania potraw w restauracjach ale też lokalna tradycja wspólnych posiłków. Nie tylko w weekendy ale i w środku tygodnia można spotkać rodziny czy sąsiadów ucztujących razem przy ruszcie z najróżniejszym mięskiem. Nie ma domku ani ogródka przy którym nie znalazłby się grill, często domowej roboty -  ze starej beczki przeciętej na pół.

Czytaj więcej: Dookoła Amryki Południowej od kuchni

W drodze na wyspę Wielkanocą miałem dość czasu aby zmontować naszą najnowszą produkcję filmową przedstawiającą źeglugę dookoła Ameryki Południowej. Nie ma co gadać, lepiej pooglądać:

 

My już gotowi do startu na Pacyfik który rozpoczniemy za kilkanaście godzin. Odnaleźliśmy jednak w naszych zasobach dwie nieopublikowane gazetki z Hornu i Patagonii, wyglądają tak:

 

Po przepłynięciu całej Patagoni wzdłuż i wszerz (czyli w dół i w górę) postanowiliśmy zapłynąć do jeszcze jednego chilijskiego miasta -  Valdivii. Wprawdzie nie było tego w planach, ale pozytywne opinie o miejscowości pośród wielu żeglarzy dość łatwo nas przekonały do zmian w planach podróży. Faktycznie miasteczko jest urokliwie ze studentami, fajnymi barami (ale o tym to wiedzą tylko nasze dziewczyny), ładnymi kamienicami, okrętem podwodnym, lokalnym marketem i... zresztą zobaczcie sami na świeżutkich zdjęciach z Valdivii.

Od Puerto Eden klimat się ocieplił, a my napotykaliśmy po drodze coraz więcej osad ludzkich. Na zdjęciach ujrzycie Puerto Aguirre gdzie spędziliśmy Święta Wielkanocne, potem Puerto Melinka gdzie przyjechał do nas w odwiedziny Malini z którym zwiedzaliśmy Castro (to ten dziwny gość z wyglądu przypominający Trauco - proponuje wygooglować co to / kto to),  aby na końcu zacumować na zasłużony odpoczynek w Puerto Montt (powinno być Der Montt Hafen, bo związki z Germanią są wszędzie widoczne).

Dosyć gadania, zapraszam do oglądania kolekcji 132 zdjęć.

A tytułowym wróbelkiem jest Marcin. Nie wiem skąd wpadło mi to skojarzenie, pewnie z nikąd, a może to jeszcze wpływ kilku łyków pisko z przed kilku dni... ale do rzeczy. Marcin przez pierwsze dni postoju w Puerto Montt postanowił pozwiedzać to miejsce od innej strony... czyli od d... strony (ale brzydko to rozszyfrowałeś / rozszyfrowałaś - chodzi mi, że od dołu strony). W tym celu zaglądał do napotkanych piwnic, studzienek kanalizacyjnych, podziemnych korytarzy. Przyświecał sobie latarką, macał co napotkał, babrał się w błocie, kopał małe dołki i coś tam majstrował. Jak to Marcin, po sobie zostawił porządek. Efekty tych jego eksploracji na poniżyszych zdjęciach:

Bolo

PS. Wszystkie miłośniczki Marcina - nie martwcie się, jak już wyszło słonko to i Marcin wróćił na powierzchnię aby podziwiać ten drugi, piękniejszy Świat.

  • 20160409-141923
  • 20160409-141938
  • 20160409-142015
  • 20160409-142429
  • 20160409-142647
  • 20160409-151121
  • 20160409-151155
  • 20160409-152914

05.04.2016 0140LT
Do Puerto Montt pozostało 28Mm
Ilość zjedzonych na wachcie herbatników: 20

29.03.2016

Tak jak zaplanowaliśmy, tuż po dwunastej stajemy na boi cumowniczej obok mola należącego do Armady w miejscowości Puerto Melinka. Po dokonaniu odprawy (co jak zwykle zajęło około godzinki) możemy udać się na miasto. Puerto Melinka podobne jest wielkością i zabudową do Puerto Aguirre, ma mniej więcej tyle samo mieszkańców, tyle samo psów i sklepów spożywczych. Ma też jeden dla nas istotny bonus – darmową sieć WiFi na placu w centrum miasta. Sklepy i bezprzewodowy kontakt ze Światem zajmują nam większość popołudnia.

Czytaj więcej: Z zapisków zarośniętego żeglarza

29.03. 2016, 0130 LT
Do Puerto Melinka pozostało 60 Mm
Ilość zjedzonych jajek: 57
Ilość pokonywanych aktualnie kanałów: 1 co 15 minut

W Wielką Sobotę przed południem udało się zacumować do niewielkiego betonowego pomostu w Puerto Aguirre. Jedna ekipa udała się od razu do Armady celem odprawy, druga w tym czasie dokonywała zakupów przedświątecznych w pobliskim super mercado. Dominowały jaja, szynka i tak wytęsknione warzywa. 

Czytaj więcej: Święta, Święta… i po Świętach.

25.03.2016 0000 LT
Do Puerto Aguirre pozostało 112 Mm
Wysokość fal na oceanie: 4-6m

Warto by na początku napisać kilka słów o Puerto Eden. Jak się łatwo zorientować, z zamieszczonych kilka dni temu zdjęć, nie jest to metropolia. Na podstawie ostatniego spisu liczy sobie ona 176 mieszkańców, choć od podchmielonego kucharza dowiedzieliśmy się, że dziś jest ich już tylko 80. Po tygodniach spędzonych na totalnym bezludziu kilka dni spędzonych tam było dla nas odmianą i przyjemnością.

Czytaj więcej: Po półtora miesiąca znów na Oceanie

Zwiedzanie Patagonii nie jest łatwe. Tysiące niezamieszkanych wysp, brak infrastruktury oraz jej dzikość i niedostępność powodują, że w tych regionach nic się nie zmieniło od setek lat. Dzięki temu możemy podziwiać jej surowość i potęge, szczególnie lodowców które upodobaliśmy sobie najbardziej. W trakcie żeglugi odwiedziliśmy ponad 10 zatok w których kotwiczyliśmy chowając się czasem przed silnym wiatrem. Owoce naszej żeglugi przez ostatnie 3 tygodnie znajdziesz na tych kilkudziesięciu zdjęciach.

2016.03.20 0300LT

Do Puerto Eden pozostało: 0Mm
Liczba mieszkańców: 176

Przyzwyczailiśmy się już chyba do rytmu patagońskiej żeglugi. Zasada jest prosta – jak wieje w ciągu dnia mniej niż dwadzieścia węzłów to ruszamy w drogę. Zazwyczaj wiało nam w dziób, więc płynęliśmy na motorku lub dokładaliśmy niewielkie żagle i halsowaliśmy. Ciągnęliśmy najdłużej jak się da, ale tak aby zakotwiczyć i powiązać się do pobliskich drzew jeszcze przed zmrokiem. Jeśli wiało więcej niż dwadzieścia węzłów to staliśmy dalej. I tak podczas żeglugi często dopadały nas szkwały powyżej trzydziestu węzłów w dziób, więc każda mila morska była wymęczona. Na postojach nie robiłem zbyt wielu wycieczek, prawie cały czas pada deszcz. Czasem popływam pontonem po najbliższej okolicy, na brzeg nie udaje się zazwyczaj zejść – mokro, grząsko i gęste zarośla, więc o rozruszaniu nóg nie ma mowy.

Czytaj więcej: W objęciach lodwca.

Do Puerto Montt pozostało: 730 Nm
Liczba szkwałów o sile ok. 7B: niepoliczalna
Liczba minut bez deszczu: niewielka


Od kilku dni z mozołem przebijamy się na północny zachód. Po drodze płynęliśmy 120 Mm Cieśniną Magellana. Okazała się niezwykle nieprzyjazna z powodu trzech, nie lubianych przez nas czynników: wiatru w dziób, fali w dziób i prądu w dziób. Więc z trudem dziobiemy jakoś do przodu.

Gdy prędkość spadała poniżej dwóch węzłów chowaliśmy się do pobliskich zatok a gdy wiatr choć na chwilę wykręcał na SW staraliśmy się przeć do przodu. Standardowy zestaw żeglugowy na ten obszar to mały fok (prawie sztormowy), grot na trzecim refie i silnik na 1400 obrotów. W praktyce dawało to 3 węzły do przodu - MASAKRA.

Czytaj więcej: Patagonia nie chce współpracować

  • humbak1
  • humbak2

08.03.2016 2300LT
 
Do Puerto Montt pozostało: ok. 1000Mm
Liczba widzianych dziś ogonów wieloryba: 1
 
Dopiero dwadzieścia procent drogi za nami przez kanały Patagoni a wydaje mi się, że możemy już co nieco powiedzieć o warunkach tu panujących:
 
1. Ciągle pada – nie są to może ulewy, ale wieeeecznaaa mżawka. Chwil bez deszczu jak na lekarstwo. Poza tym jak nie pada to znak, że za chwilę znów zacznie.
2. Dominują wiatry południowo zachodnie i zachodnie, minimum cztery Beauforta, najczęściej sześć.
3. Wiatry południowo zachodnie przynoszą arktyczne powietrze. Mamy niby lato a temperatura w dzień osiem stopni, odczuwalna z minus dwieście.
4. Dookoła nikogo nie ma, tylko skały, mech, trawy i niewielkie potargane wiatrem drzewa, w oddali ośnieżone szczyty i lodowce.
5. Wieloryby zapuszczają się w kanały
6. Gdzie byś nie płynął będzie pod prąd.
7. Jeżeli za rogiem zawrócisz i płyniesz prawie w przeciwnym kierunku to też jest pod prąd.
 
Z zatoki Silva wypłynęliśmy na motorku wraz z bardzo zmiennymi co do siły wiatrami. Prędkości znów nie porażały, trzy węzły już cieszą, przeszkadza głównie przeciwny prąd. Tuż po wypłynięciu z zatoki przestaje „siedzieć” mapa. Nie możemy więc sterować po zaplanowanej drodze, lub na wskazany punkt. Podstawą w nawigacji znów jest radar na którym robię co chwilkę namiary kursowe. W nocy dopłynęliśmy do bardzo wąskiego przejścia, po prawej burcie mamy niecałe sto metrów do przesuwającego się w ciemności lądu, po lewej zaś jeszcze bliżej jedna z niewielu oświetlonych boi stojąca tuż obok podwodnych skał. Poza tym jest strasznie ciemno i jak zwykle pada chłodny cholerny deszcz. 
 
O drugiej w nocy wchodzimy w kanał Brecknock na którego końcu jest kilka mil do przepłynięcia po oceanie zanim znów wejdziemy w kanały. Ten fragment jest opisywany w locjach jako bardzo niebezpieczny. Wiejący tutaj stały silny wiatr generuje dość duże fale, które napotykając skalne wybrzeża wypiętrzają się i mieszają z falami odbitymi. Według prognoz, ma być w miarę spokojnie, wiatr do pięciu stopni a fala do 3 metrów. Nie mogę nie brać pod uwagę porywistych szkwałów które są tutaj właściwie stałym dodatkiem do pogody. 
 
Zmniejszam powierzchnię grota do ostatniego trzeciego refu, a Grześ stawia małego foka. Płynąc wzdłuż ostatnich chroniących nas nieco wysp po nawietrznej dopadają nas pierwsze uderzenia wiatru. Raz po raz kładzie nas na prawą burtę, rozpędzając jacht do siedmiu węzłów. Przy tak niewielkiej powierzchni żagli oznacza to, że całkiem zacnie wieje. Możemy zgasić silnik. Fala pojawia się powoli i jest coraz większa. Zaczyna trochę bujać góra-dół a trochę rzucać na prawo - nie jest na szczęście aż tak źle. Wassyl trzyma się kursu robiąc pięć, sześć węzłów. Stopniowo odpadamy wykręcając na północ i wchodząc w kanał Cockburn. Za nami dość głęboko w kanał wchodzi też i fala, popychając nas dodatkowo do przodu. Fajnie jest znów pożeglować wyłącznie na żaglach, co ostatnio jest niezmierną rzadkością. Najtrudniejsza część tej trasy jest już za nami.
 
Dziś dzień kobiet. Wyskoczyłbym po jakiegoś kwiatka dla naszych dziewczyn, ale w pobliżu nie uświadczysz nie tylko kwiaciarni, ale i dziko rosnących okazów. Mógłbym jedynie wyrwać jakieś małe drzewko, tych w okolicy nie brakuje, szanujemy jednak otaczającą nas przyrodę. Pozostało złożyć życzenia i powspominać jak to święto wyglądało dawniej za komuny.
 
Znów stoimy na kotwicy u podnóży wysokich gór. Jesteśmy przy cieśninie Magellana, będziemy jutro przebijać się dalej.
 
W ciągu trzech dni przeczytałem książkę „Marsjanin” a dziś nad ranem obejrzałem film – książka dużo fajniejsza (jak zwykle). Polecam.
 
Z pod rozłożystych dębów (no może trochę przesadzam, to jakieś iglaki) nadawał Bolo

Do Puerto Montt pozostało: 1050Mm
Ilość zaobserwowanych dziś żeglujących fok: 3

Wyobraźcie sobie, że wybieracie się rowerem ze Szczecina na Sycylię. Po drodze jest tylko las, skały, kanały, kamienie, foki, wieloryby, delfiny i ptaszyska. Nie ma asfaltowych dróg, nie ma ścieżek rowerowych, są jedynie lekko wydeptane ścieżki pomiędzy zagajnikami i polanami. Są ich setki. Nie ma drogowskazów, a mapy szkicował lokalny pustelnik. Po drodze do odwiedzenia jest tylko jedna miejscowość, gdzieś w okolicy Wenecji, liczy sobie ona jedynie 170 mieszkańców. Czy gdyby to było prawdziwe uznalibyście że to jest dzicz? Bezludzie? Kraniec Świata?

Czytaj więcej: Gdzieś w kanałach Patagonii

Cabo de Hornos, marzenie każdego (prawie) żeglarza. Najbardziej wysunięta na południe skała Ameryki Południowej. Ostatni kraniec Chile.

We did it.

A Puerto Williams to najbardziej wysunięta na południe mieścina... z najbardziej wysuniętym na południe barem i najbardziej wysuniętym na południe szczekającym psem. Dośc tego najbardziej... po prostu wrzucamy fotki z tej części wyprawy.

Miło nam poinformować, iż dnia 27 lutego 2016 roku, szczeciński jacht s/y Wassyl wraz z załogą odbywającą rejs dookoła Świata opłynął przylądek HORN. Warunki pogodowe w tej burzliwej części Świata były dla nas nad wyraz sprzyjające, co umożliwiło podejście blisko lądu.

Opłynięcie Hornu od wieków jest postrzegane jako najtrudniejsze żeglarskie wyzwanie. To tu w wyjących pięćdziesiątkach, na styku silnych wiatrów i prądów na dno poszło wiele statków i jachtów, a jeszcze więcej sztormowało wiele dni zanim udało im się pokonać siły burzliwej natury.

Czytaj więcej: Szczeciński jacht s/y Wassyl opływa groźny przylądek Horn

Do Hornu pozostało: 47Mm
Ilość polskich pokładów jachtów na których dziś stąpaliśmy: 3

Jest środek nocy. Powoli rozwiewa się od północy. Na wszelki wypadek wieczorem założyliśmy drugi ref na grocie. Wiatru jeszcze nie jest zbyt dużo, dlatego lekko wspomagamy się motorkiem. Trzeba być czujnym, bo Horn nigdy nie śpi. W każdej chwili może przyjść szkwał, który mógłby nami potargać…

Podoba się? To dopiero zapowiedź tego co się wydarzy, a tym czasem napiszę o postoju w Ushuaia.

Czytaj więcej: Już za chwileczkę…

Jako że stoimy tu już tydzień szykując się na Horn, to przy okazji zrobiliśmy kilka kolejnych zdjęć. Część na tutejszych Krupówkach, a dziewczyny na wycieczce na łono natury.

Jutro opuszczamy Ushuaia i jak pozytywnie przejdziemy szereg odpraw ruszamy na Horn. Ale to będzie już inna fotorelacja.

Ushuaia to najbardziej wysunięte na południe miasto na Świecie. Przygnały nas tu ryczące czterdziestki i wyjące pięćdziesiątki. To nasza baza przed wypadem na Horn i miejsce miłego spotkania z załogą Selmy. Klimaty w mieście mieszają się między nadmorskimi i górskimi, pomiędzy krupówkami w Zakopanem a promenadą w Sopocie. Zresztą zobaczcie sami na kilku zdjęciach.

17.02.2016
Do Ushuaia pozostało 197 Mm
Temperatura w nawigacyjnej: +19 stopni (bo uruchomiliśmy ogrzewanie)

Wychodząc z Puerto Deseado prognoza pogody nie była idealna, ale w tej części Świata trudno liczyć na pięć dni sprzyjających wiatrów. Najważniejsze, żeby dopłynąć w miarę bezpiecznie do Estrecho de Le Maire, dwudziesto milowej cieśniny pomiędzy południowo-wschodnim krańcem Ziemi Ognistej a Wyspą Stanów. Później pozostanie już tylko sto dwadzieścia mil do Ushuaia przez bardzo trudny pogodowo obszar - z częstymi silnymi przeciwnymi wiatrami, falami i prądami. Dlatego całe nasze planowanie wyjścia z Puerto Deseado opierało się o znalezienie dobrego okna pogodowego właśnie w tym regionie.

Czytaj więcej: Już w wyjących pięćdziesiątkach

Do Ushuaia pozostało: 585Mm
Prędkość przeciwnego prądu: 2.0 kn

Dawno się nie odzywaliśmy, ale jak wielokrotnie pisałem, postój w portach nie sprzyja siedzeniu przed komputerem, wybieram wtedy życie portowe, choć z nim też bywa różnie.

Czytaj więcej: Dzikie wody atlantyckiej Patagonii

W końcu nie stoimy w wielkim miesicie i bardzo dobrze. Niewielkie miasteczko Puerto Deseado umiejscowione jest w środku niczego, co ma swoje oczywiste walory. Brak zepsucia turystami, surowa okolica, niewielkie domki, kilka małych knajpek gdzie bez światła i z gitarą można się całkiem fajnie bawić, ale przede wszystkim zaskoczyła nas otaczająca nas przyroda.

Liczne rzadkie gatunki ptaków, lwy morskie i pingwiny - to nas najbardziej urzekło podczas kilkudniowego wymuszonego trudną pogoda na morzu pobytu. Wrzucamy kilka fotek abyście się mogli rozmarzyć.

Do Puerto Deseado pozostało 238 Mm
Liczba osób obchodzących dziś urodziny: 1

Żegluga z Mar del Plata do Puerto Madryn była spokojna i odbywała się z wiatrem. Powoli odczuwamy zmianę pogody na nieco zimniejszą, ale bez przesady, póki co na koszulkę zakładam polar i jest ok., a w Polsce dopiero co przeszła fala mrozów. Musieliśmy pilnować prędkości, aby zdążyć się schować przed zapowiadanym południowym wiatrem o sile pięciu stopni Beauforta. Wassyl takie warunki bez problemu przetrwa, ale nie posunie się za bardzo do przodu. Lepiej przeczekać je gdzieś na spokojnej wodzie.

Czytaj więcej: Ciągle w drodze na południe.

Do Puerto Madryn pozostało 351Mm
Ilość zjedzonej fasolki na obiad: wystarczająca

29.01.2016

Z ostatnimi promykami słońca wchodzimy do portu Mar del Plata, to potężny port, główne rybacki, ale także z wydzieloną częścią gdzie znajduje się marina. Wejścia do niej strzeże niewielki obrotowy most dla pieszych. W środku znajduje się kilka pomostów i aż pięć klubów żeglarskich. Podpływa do nas ponton jednego z nich i informuje, że musimy stanąć na boi przed mariną, bo nie ma miejsca wewnątrz. Niechętnie, ale to robimy. I tak lepsza boja niż kotwica, a ponieważ wiatr ucichł odwołuję wachty kotwiczne, ustawiając na wszelki wypadek stosowne alarmy. Gdyby jeszcze tylko ktoś podrzucił pizzę.

Czytaj więcej: Zaraz będzie zimno

Mar del Plata jest dla Argentyny tym czym dla nas są Międzyzdroje czy Sopot, tylko że dziesięć razy większe. Latem przyjeżdża tu półtora miliona turystów, którzy leżą na plażach, wcinają wołowinę, kupują popcorn, odwiedzają sklepiki z pamiątkami i kupują muszelki w małej butelce.

Nasz postój, bardziej jako konieczność schronienia przed przeciwnym wiatrem był krótki - 2 doby, więc fotek niewiele, bo i co tu fotografować... kilka zdjęć z plaży, z portu rybackiego, pierwsze lwy morskie i wizyta w cyrku który rozłożył się tu ż przy marinie - miłego oglądania.

Do Mare de Plata pozostało 175MM
Ilość talerzy lądujących na podłodze podczas przechyłu: 15

Boskie Buenos za nami. Staliśmy prawie 8 dni, najdłuższy postój podczas wyprawy (so far). Wiele się działo. Jacht został zaatakowany przez wielkie połacie zielska i traw pływających po zatoce i wpływających także do portu. A w tym zielsku mnóstwo pająków, żmij, ptaków a la czapla. Ponoć czasami bywają nawet małpy, ale takowej nie zauważyliśmy. Cały port wyglądał czasami jak boisko piłkarskie (dawno nie koszone) a w nim powtykane jachciki. Zjawisko to zdarza się tutaj raz na dziesięć lat, więc nieźle się wstrzeliliśmy.

Czytaj więcej: W drodze do Mare de Plata

Ponoć Buenos Aires jest boskie... szukaliśmy tej boskości, ale od tej strony dominuje jednak papież Franciszek, choć się nie narzuca. Microcentro to monumentalne kamienice przypominające Paryż, La Boca to wielki stadion i dzielnica emigrantów, San Telmo zdominowały kawiarenki, tango i stoiska ze starociami. Do punktów „must see” dołączamy  historyczny cmentarz i nowoczesną dzielnicę Puerto Madero, gdzie zresztą stoimy.

Tydzień w Buenos zaowocował dziesiątkami zdjęć.

Do Buenos Aires pozostało 43Mm
Liczba miniętych dziś pływających zielsk: 1540

Wypływając z Rio nie byliśmy pewni czy zachodzić do Montevideo, czy też zaoszczędzić kilka dni i pójść od razu do Buenos. Zwyciężyła ciekawość - zawsze to jedno znane miasto i kolejny kraj więcej w kolekcji tych odwiedzonych. A o Urugwaju wiedzieliśmy niewiele, podejrzewając, że jest tam bieda i brud.

Czytaj więcej: Wassyl na wodach zatoki La Plata

Urugwaj zwany jest Szwajcarią Ameryki Południowej. Nam też się wydaje, że poziom cywilizacji jest tu o półkę wyżej - mniej brudu, więcej porządku i życzliwsi mieszkańcy. Montevideo przykrywa jednak jakby patera upływającego czasu. Porzucone kamienice, opustoszałe domy, wypalony dworzec kolejowy.

To co rzuciło nam się w oczy to brak dwóch takich samych budynków w mieście. Kompletny chaos architektoniczny, a może zaplanowane urozmaicenie? Było trochę inaczej, bardzo europejsko i całkiem przyjemnie - zobaczcie sami.

10.01.2016 1400LT
Do Montevideo pozostało 338Mm
Ilość jaj zużytych do coniedzielnej jajecznicy: 20

Właśnie zapytałem Natalię, czy by nie napisała relacji. Ale o czym? – pyta, przecież nic się nie dzieje… więc postanowiłem, że napisze o chwilach w którym nic się nie dzieje...

Czytaj więcej: Nic się nie dzieje

2016.01.06 00:40LT
Do Buenos Aires pozostało 1010 Mm
Powierzchnia niesionych aktualnie żagli około 20 metrów kwadratowych

Tytuł trochę przewrotny, bo tak naprawdę w drodze na południe jesteśmy od momentu minięcia płn-zach. rogu Francji. Ale w tym przypadku mniej chodzi o rzeczywisty kierunek a bardziej o oczekiwaną zmianę pogody. Pamiętacie jak kiedyś rozpisywałem się, że nareszcie płyniemy w stronę słońca? Teraz chcemy płynąć w stronę mniejszego słońca, a nawet trochę zimna – i ta droga prowadzi właśnie na południe. Kończą nam się powoli wiatry pasatowe i rozpocznie się żegluga pod wiatr, albo bez wiatru – z pewnością trzeba będzie więcej kombinować.

Czytaj więcej: W drodze na południe

Oj dzieje się... w mieście jest co zwiedzać a do tego spędziliśmy tu w sylwestra 2015/16. W dużym skrócie odwiedziliśmy największy do niedawna stadion na świecie Maracana, pobliskie ZOO (nie polecamy), stare miasto, uliczki handlowe, wzgórze z pomnikiem Chrystusa Zbawiciela (ciężka przygoda), Głowę Cukru, plażę Copacabana i Ipanema a na koniec niesamowity... jednak nie powiem, znajdźcie na zdjęciach sami.

26.12.2015 2030LT
Do Rio pozostało 110Mm
Ilość pasażerów na pokładzie: 7 (6 homo sapiens + 1 lotnikus głuptakus)

Święta, święta i po świętach. U nas były nieco skrócone. Zgodnie ze zmodyfikowanym planem na święta zapłynęliśmy do Vitorii. Wybór portu był nieprzypadkowy. Po pierwsze w marinie jest basen, a to ważna rzecz przy tych temperaturach, po wtóre chcieliśmy odwiedzić jakieś małe miasteczko, bo tych milionowych mamy na razie dość. A że Vitoria ma ledwie ok. 300 tysięcy mieszkańców to czemu nie wpaść do tej wioski...

Czytaj więcej: Coraz bliżej Rio

Vitoria to mniejsze, "tylko" kilkuset tysięczne miasto w Brazylii. To tutaj postanowiliśmy spędzić Wigilię. Miasto okazało się dość nowoczesne, a godne zapamiętania są zjedzone już niestety hamburgery z lokalnej knajpki, widok z mostu na miasto, fabryka czekolady do której mimo starań nie udało się wejść oraz wielka miejska choinka. Mieliśmy też swoją Wassylową, zresztą zobaczcie sami na tych kilku zdjęciach...

2015.12.20 2230LT
Do Vitorii pozostało 98 Mm
Ilość złowionych przez Marcina ryb: 2

Dzień jak co dzień – można by rzec żeglując w pasacie z wiatrem, Ale jednak każdy dzień przynosi jakieś odmienne drobne elementy. Dzisiejszy zaczął się od pijanego statku. Około piątej trzydzieści budzi mnie Marcin informując o statku płynącym z naprzeciwka który permanentnie zmienia kurs. Faktycznie, niewielki brazylijski tankowiec jechał śladem węża, a może próbował unikać namierzania przez jakąś torpedę, tyle tylko, że raz widzieliśmy światło czerwone a raz zielone.

Czytaj więcej: Żagle i ryby

2015.12.18 0900LT
Do Vitorii pozostało 426 Mm
Ilość arbuzów w skrzynce: 2
Długość zakupionych lampek choinkowych: 10m

Salvador de Bahia – można napisać, że to miasto kontrastów, ale zauważam, że te słowa pasują do każdego niemal miejsca które odwiedzamy. Określę to więc inaczej – miasto wielu zaskoczeń i jakże odmienne od Recife. Ale po kolei...

Czytaj więcej: Salvador de Bahia – afrykańskie miasto

Kolejne milionowe miasto, kolejna luksusowa marina. Ale nas najbardziej interesują klimaty brazylijskie... tych tutaj umiarkowanie.

Stare miasto ciekawe, kościół franciszkanów cieknący złotem i kafelkami,na mieście widać turystów (ale nie tak jak w Wenecji), a klimaty są... Afrykańskie.

A co my ujrzeliśmy? - zobaczcie sami na kilku fotach...

13.12.2015 1030LT
Do Salvador pozostało 310 Mm
Ilość zjedzonych w nocy arbuzów: 1

Wypadało by napisać coś o Brazylii, wszak po ponad czterech dobach postoju możemy już uchodzić za znawców. Więc tak:

1. Nikt tu nie mówi po angielsku.
2. Taksówkarze nie znają miasta, trzeba nimi nawigować.
3. W taksówce w środku tygodnia w biały dzień obowiązuje taryfa 2. Dlaczego? – bo jest grudzień.
4. Na plaży nie ma super lasek w stringach i toples, czyli to marketingowe kłamstwo.
5. Facetów z piękną klatą tańczących capoeirę lub grających perfekcyjnie w nogę też nie ma.
6. Jest niebezpiecznie to fakt – choć odpukać w niemalowane, nas to na razie nie dotknęło.
7. Największą przyjemnością jest leżenie w basenie z zimną puszeczką.
8. Są dzielnice bogate gdzie jest dużo stojących samochodów i niewielu pieszych, ale są i dzielnice biedniejsze gdzie jest mało ale jeżdżących samochodów i tłumy gwarnych Brazylijczyków.
9. Ilość wieżowców powyżej 20 pięter wzdłuż wybrzeża – na pewno ponad 100.
10. Stek z wołowiny nie jest drogim daniem.
11. Jeśli chcesz w sklepie kupić coś z elektroniki musisz posiadać Brazylijski dowód osobisty.
12. Istnieją rybacy którzy trałują pomimo że nie mają ani kutrów ani w ogóle żadnych łódek.
13. Zegarki można kupować na kilogramy, z kopca sięgasz po garść.
14. Nokia 3310 to nadal nowoczesny telefon.
15. Słońce zabija.

Czytaj więcej: Pierwszy Brazylijski port za nami

Pierwsze miasto w Ameryce Południowej. Kontrasty? Zobaczcie sami. Dopowiem, że mieszka tu 3.7 mln Brazylijczyków, większość w fatalnych warunkach. W mieście jest piękna 6km plaża, tyle że widuje tu się rekiny więc kąpiel zażywają nieliczni. Nam się podobał gwar targowy i place handlowe pełne muzyki, nawoływań sprzedawców, ludzi wszelkiej maści i zapachów, tych ciekawych i tych wręcz przeciwnie - bo taki tutaj mamy klimat. Resztę sprawdźcie na zdjęciach...


Wyprawa współfinansowana jest ze środków Miasta Szczecin.

Partner wyprawy.

 


Partnerzy medialni:

         
 


O wyprawie przeczytasz także w:
     Rejsuj.pl                             
 

 


 

7 continents 4 oceans - the longest way around the Wolrld.