Nowoczesne miasta, wioski Zulusów, Safari i dzikie zwierzęta - kolejna porcja zapisków wideo z Mauritiusa i Południowej Afryki. Miłego oglądania:
Wassyl właśnie opuścił Port Elizabeth i podąża w kierunku Namibi. Wiatry i prądy gnają go na zachód i lada moment opłynie Przylądek Igielny, Punkt Przylądkowy i Przylądek Dobrej Nadziei. Potem wykręci na północ i będzie kierował się w stronę domu - Szczecina.
Nie mamy dość safari. Wraz z Marcinem, Magdą, Sylwkiem i Natalią wypożyczamy samochód i jedziemy do Addo Park - najwiekszęgo skupiska słoni w Afryce (a może Południowej Afryce). Nie jest aż tak daleko i po godzinie jazdy jesteśmy u wrót parku. Kupujemy bilety, zaopatrujemy się w mapy i gaz do dechy.
27.12.2017
Odbieram po raz kolejny prognozy pogody. Może wiatry nie są dla nas aż tak sprzyjające, ale decyduję, że dziś wypływamy. Fajnie byłoby sylwestra spędzić w kolejnym porcie. Nasz cel to Port Elizabeth oddalony o czterysta mil morskich, czyli trzy do czterech dni drogi. Trochę mnie martwi, że na dziś przewidują aż trzydzieści węzłów wiatru, na szczęście północnego, czyli w rufę. Także fala powinna być nieco spokojniejsza łagodzona prądem Agulhas płynącym w zgodnym kierunku.
20.12.2017
Safari, to słowo które powinno się od razu pojawiać przy podróżach do Afryki. W RPA jest kilka parków naturalnych w których można zobaczyć tak zwaną Wielką Piątkę (Big 5). To określenie obejmujące pięć gatunków dużych ssaków, zamieszkujących Afrykę: afrykańskiego słonia sawannowego, nosorożca czarnego, lwa, bawoła afrykańskiego i lamparta.
To już nasza trzecia wigilia daleko od kraju. Pierwszą spędziliśmy w Brazylii, drugą na Tahiti, trzecia przypadła nam w Durban w RPA. Trzecia wigilia bez śniegu, ba, nawet w krótkim rękawku. Ale to nie oznacza, że inne tradycje przestają nas obowiązywać. Barszcz jeszcze ciepły wyleguje w garnku, uszka i pierogi mozolnie wczoraj lepione czekają w zamrażarce. Jest już też ciasto, wędlinka zrobiona w naszym piekarniku i jeszcze tylko do przygotowania pozostały śledzie i sałatka. To będzie nasze świąteczne menu.
Na rufie od kilku dni błyskają światełka oplecione wokół dorodnej półmetrowej choinki (a nie jak niektórzy sądzą palmy). Pod choinką zaś leżą prezenty. Czekamy tylko na pierwszą gwiazdkę...
Wszystkim naszym rodzinom, przyjaciołom i sympatykom życzymy wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Nie objadajmy się wieczorem zbyt mocno (pięć pierożków wystarczy), sprawdźmy potem czy Kevin nadal sam siedzi w domu, przejdźmy się na długi spacer. My mamy jeszcze nadzieję na nietypową pasterkę w stylu gospel.
Załoga Wassyla
10.12.2017
Przez kilka ostatnich dni żeglujemy spokojnie w kierunku Durbanu. Wiatry są zmienne, czasami nawet słabe, ale jednak udaje się nam pokonać sto mil morskich na dobę. Na mojej wieczornej wachcie pogoda się załamuje. Tym razem w naszym kierunku podążają burze z silnymi wyładowaniami atmosferycznymi. Niebo błyska złowrogo i z lewej i z prawej strony burty. Dobrze pamiętam, że podobna burza przy Kumai skończyła się spaleniem komputera autopilota oraz wyświetlacza, więc wolę teraz dmuchać na zimne. Wyłączam całą elektronikę i staję za sterem mając do dyspozycji jedynie malutki kompas.
15 grudnia jest 9 dni po Mikołajkach i 9 dni przed Wigilią. Jet to więc idealny moment na prezent dla naszych wszystkich sympatyków. Jest nim światowa premiera filmu pt. "Wonder Indonesia" przedstawiający w 9 minut 2,5-miesięczną podróż Wassylem przez barwne Indonezyjskie wyspy. Uśiądź wygodnie i rozkoszuj się razem z nami:
2017-12-07
Pierwsze uderzenie silniejszego wiatru nastąpiło o drugiej w nocy. Marcin pełniący wtedy wachtę był jednak przygotowany - grot już na III refie i rozwinięty tylko skrawek genui. To zestaw żagli na naprawdę ciężkie warunki. Do rana wiało już ponad trzydzieści węzłów, w szkwałach trzydzieści sześć, czyli regularna tłusta siódemka Beauforta.
Od trzech dni jesteśmy na oceanie. Neptun póki co łaskawy, daje nam wiatry od rufy i niezbyt silne. Fala także pozwala na spokojne powolne przyzwyczajenie się do bujania. Chociaż mam w sumie wrażenie, że to w portach muszę się przyzwyczajać do niebujania.
Na tym przelocie mam wachtę kapitańską, czyli od dwudziestej do północy i od ósmej do dwunastej. To teoretycznie najprzyjemniejsze z wacht, bo prawie cała noc przespana. Tyle tylko, że od dawna mój organizm przywykł do zasypiania z kurami, czyli gdzieś o dziewiętnastej i pobudki skoro świt (też z kurami ale także pierwszymi śpiewami w meczecie) czyli około czwartej trzydzieści nad ranem. Trudno, będę musiał się szybko przestawić, z czym zresztą zazwyczaj nie mam problemów.
25.11.2017
O siódmej trzydzieści podjeżdża dźwig i podnosi nas do góry. Robotnicy czyszczą i malują ostatnie kawałki podwodnej części kadłuba, po dwóch godzinach siadamy spokojnie na wodę. Droga do mariny zajmuje może z dziesięć minut ale czeka nas jeszcze porządne sprzątanie pokładu. Musimy wyciągnąć nagromadzony wszędzie cały dobytek i porządnie go umyć. Wszędobylski stoczniowy pył wkradł się we wszystkie zakamarki. Dobrze, że mamy wodę pod dużym ciśnieniem i porządne szczoty. Działamy ostro z Markiem, Marcinem i Natalią.
14.11.2017
Do pierwszego samolotu w Berlinie wsiadamy przed jedenastą. Krótką przesiadkę w Koloni spędzamy na ławeczkach odsypiając zarwaną noc. Do samolotu linii Eurowings wsiadamy już w czwórkę - z Natalią, Magdą i Markiem. Lot jest spokojny i nudny. Filmy dostępne jedynie za dodatkową opłatą, jedzenie przeciętne, ale cena za bilet była bardzo dobra, więc nie narzekam. Lądujemy o piątej, czyli o drugiej w nocy, zależy czy patrzeć na czas lokalny czy jeszcze na ten obowiązujący w Polsce.