25.10.2015 1800LT
Do Gran Canaria zostało 595Mm
Do końca ciszy wyborczej pozostało… nie wiem, pogubiłem się, może to i dobrze.
Postój w Cascais trwał trochę ponad 3 doby. W tym czasie zdążyliśmy znów nieco podleczyć naszego Wassyla. Marcin zespawał awaryjny rumpel, trochę bawił się też w elektryka montując nowe źródło zasilania akumulatorów, oraz wymieniając rozrusznik. Drobne zlecenia poszły też do kraju, bo okazuje się że nasz silnik jest angielski i wszystko w nim jest nie metryczne. Kupić na południu Europy śruby czy nakrętki nie jest łatwo – dorabia nam je Bufmax ze… Szczecina. A zdalnie spawa podzespoły dalej Pan Krzysiu (wyspawał właściwie całego Wassyla). Oj ciężko się oderwać od matczynego mleka.
Ja jako pokładowy spec od drzewa (boje się używać słowa szkutnik, bo ani nie te umiejętności, ani dostępny park maszynowy) zabrałem się za zrobienie podstawek pod kubki i schowka na grubą kasę. Do tego sprzątanie i inne typowe portowe prace.
Samo Cascais to duży kurort, zatem w centrum znajduje się wiele dość fajnych wąskich uliczek na których nie brakuje lokali gastronomicznych i sklepów z 1000 drobiazgów turystycznych po kilka euro. Nam spodobała się knajpa serwująca kuchnię włoską, japońską i amerykańską z dodatkami owoców morza. Kuchennych rewolucji to lokal chyba nie przechodził, ale sushi było smaczne, choć jak się domyślacie, tym się prawdziwy chłop nie wyżywi, więc skończyliśmy na dokładce pod złotymi arkadami McD. A z drobiazgów kupiłem sobie tramwaj.
Ala i Natalia odwiedziły Lizbonę, co widać na ostatnio dodanej foto relacji, ale razem przyznały, że Porto jest dużo ciekawsze.
Teraz płyniemy na Gran Canarię, przelot liczony na 6-7 dni. Pogoda ma być w kratkę ze słabymi i średnimi wiatrami z korzystnych kierunków i z dużą oceaniczną falą sięgającą do 4-5 metrów. Już teraz mimo że praktycznie nie wieje, fala ma ponad 2 metry. Na szczęście jest dość długa i w plecy, co nie zmienia faktu, że nasz Wassyl ma jakieś bliskie znajomości z bańką – wstańką i buja nami na boki niemiłosiernie, co nie wzbudza już przygód gastrycznych ale po prostu utrudnia nam życie.
No dobra, nie jesteśmy aż tak odklejeni od rzeczywistości. Wiemy, że dziś Wybory. Przy śniadaniu zarządziliśmy u nas nieformalne głosowanie. Udział wzięło 100% załogi, oddano 3 głosy na … ups, przecież jest cisza wyborcza. A co tam, po pierwsze i tak nikt tych głosów nie uwzględni, a po drugie kto nas tu dogoni.. Więc tak: na PO – 3 głosy, nowoczesna.pl – 2 głosy, Lewica – 1 głos. Wyniki wyborów są jakie są i nie będziemy komentować ani zdradzać szczegółów. Krew się nie polała, a po kilku godzinach znów zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
Ciekawe jakie wyniki będą w kraju, bo my tu szykujemy się także na czarne scenariusze (kiedy czarne jest czarne a białe jest białe) szukając ewentualnie alternatywnej drogi dookoła Świata, tak aby zabrała nam 4 lata – do następnych wyborów.
Aktualnie mijamy gdzieś daleko po lewej burcie Cabo de Sao Vincente, które dla żeglarzy ma pewne symboliczne znaczenie. Jakie? Czekamy na odpowiedzi w komentarzach.
Spośród przechyłów tak dużych, że aż przechyłomierz zwariował nadawał Bolo.