Do Recife pozostało 904Mm
Do równika 135Mm
Ilość obejrzanych sezonów Gry o Tron: 3
Przez ostatnie trzy dni przedzieraliśmy się przez strefę cisz równikowych. Nam akurat prawie cały czas coś wieje, więc nadal płyniemy na żagielkach, z tym, że wiatry są dużo bardziej kapryśne, trochę kręcą i wieją ze zmienną siłą, od dwóch do nawet sześciu stopni Beauforta. Do tego na niebie przewalały się różnorodne chmury i od czasu do czasu zacinał przelotny deszcz, wcale nie taki ciepły.
Co ciekawe ta strefa zmiennych słabych wiatrów i deszczów jest szeroka czasem na 200 a czasem na 600 mil morskich i znajduje się nie jak nazwa wskazuje nad samym równikiem, ale kilka stopni nad nim, wędrując raz bliżej raz dalej od niego na północ wraz z kolejnymi porami roku. Za tą strefą pogoda znów powinna być stabilna z pasatami wiejącymi z kierunku południowo-wschodniego który będzie nas w pełnym bejdewindzie popychał do Brazylii.
Wachty są nieco ciekawsze, bo wraz z deszczami i szkwałami musimy redukować żagle, czasem w nocy, przy zacinającym deszczu i porywistym wietrze, a w takich warunkach nie jest to wcale ani łatwe ani przyjemne. Jedna z takich akcji kompletnie przemoczyła nasze dziewczyny, jest na szczęście nadal tak ciepło, że na ich twarzach do końca trwał uśmiech. Zawsze to jakieś urozmaicenie w tej dość monotonnej żegludze pasatowej.
Dziś dzień w którym kończą nam się warzywa i owoce, przynajmniej te świeże. Przyjdzie nam wyjadać zapasy puszkowo-słoikowe a na końcu wysysać soki z gumo-żelków. Do portu zapewne dociągniemy bez szkorbutu. No i niestety wczoraj została wypita gromadnie i komisyjnie ostatnia coca-cola, tu o materiały zastępcze nieco trudniej, ale wody mamy pod dostatkiem. Cały ocean, tak długo jak długo będzie pyrkać nasza odsalarka.
Z zalanymi potem oczyma próbował nadawać Bolo.