Kroniki portowe odnotowały, że w dniu 20 lutego 2018 roku jacht s/y Wassyl ze Szczecina wraz ze zmieniająca Sie w trakcie całego rejsu załoga, po przepłynięciu około 38 tysięcy mil morskich, mijając między innymi przylądek Horn i Igielny, zamknął pętlę wokół globu. Ogromne gratulacje i podziękowania dla dotychczasowych załogantów, ale przede wszystkim dla armatora Artura Wassielewskiego oraz prowadzonej przez niego firmy CITY TAXI Szczecin. Dobra żeglarska robota!
Ale po kolei...
Plan na przekroczenie równika był z grubsza taki: ustawić Wassyla na kurs 315 stopni, minąć od strony wschodniej wyspę Ascension (Wyspę Wniebowstapienia) i po przepłynięciu 1340 mil minąć południk "zero" na 21 stopniu i 45 minucie długości geograficznej zachodniej. Musze się przyznać, że planując tą część trasy postanowiłem odrobinę zaryzykować. Chodzi dokładnie o szerokość geograficzną przecięcia równika. Im bliżej Ameryki Południowej tym wiatry są bardziej stabilne i skierowane coraz bardziej w stronę zachodnią. W publikacjach żeglarskich zaleca się przekraczanie równika pomiędzy 25 a 28 stopniem. Ja, decydując się na niecałe 22 stopnie, podjąłem ryzyko konieczności przepłynięcia części trasy używając silnika. Zdaję sobie sprawę, że przy tak długiej trasie, bez możliwości uzupełnienia, każdy litr diesla może być na wagę życia. Jednak zyskiem z takiego rozwiązania jest wysokość względem kierunku wiatru, którego się spodziewałem na drugiej półkuli. Jest to bardzo ważne, gdyż Wassyl swoim kątem pływania do wiatru z powodzeniem aspiruje do grona żaglowców. Po przekroczeniu równika powinny nas zastać stałe, umiarkowane w sile wiatry z północnego-wschodu. W uproszczeniu - ustawiając żagle do bejdewindu i wykonując tzw. "banana hals" powinniśmy dotrzeć na Azory. Całość trasy oszacowałem na około 4300 mil, co powinno zająć nam 43 dni żeglugi. Zobaczymy
Od opuszczenia zatoki James Bay wiatr wiał z ulubionego przez Wassyla kierunku, czyli pełnego baksztagu. W takich okolicznościach bardzo przydatny był genaker i genua, stawiana na dodatkowym bomie, nazywanym przez nas "patykiem". W czasie czternastu dni żeglugi do równika z wiatrem sprawdziliśmy wszystkie możliwości ustawienia żagli na Wasylu. W sprzyjających warunkach stawialiśmy wszystkie na raz: bezana, grota, blistera lub genakera i genuę na "patyku". Bardzo żałuję, że nie było możliwości zrobienia zdjęcia Wassylowi z takim zestawem żagli. Wyglądał naprawdę jak rasowa regatówka.
Na osiemdziesiąt mil przed równikiem wiatr znikł i to dosłownie. W ciągu 20 sekund z wiatru o sile 20 węzłów z kierunku południowo-wschodniego zrobiło się 3 węzły z północnego-zachodu. Byliśmy zmuszeni uruchomić silnik i tak przepłynąć około 150 mil. Już na drugiej półkuli ponownie postawiliśmy żagle. Tym razem "na ostro" ucząc się jakby od nowa żeglugi na wiatr.
W trakcie przekraczania magicznej linii oddzielającej wody południowego od północnego Pacyfiku niespodziewanie swoją obecnością zaszczycił nas sam Neptun. Okazało się, że nas załogant Sylwek miał przywilej po raz pierwszy przekraczać równik właśnie teraz, płynąc z nami na Wasylu. Jako neofita poddany został ciężkiej próbie kulinarnej przygotowanej przez samego Boga Mórz i Oceanów. Na szczęście jest on zaprawionym żeglarzem, przyzwyczajonym do spożywania najróżniejszego gatunku trunków, więc prośbie świetnie podołał. W konsekwencji przyjęty został w poczet tych, co równik przebyli i odnotowany w księgach Neptuna pod nazwą "Petrel Kujawski".
Mniej więcej na szerokości równika zaobserwowaliśmy dość ciekawe zjawisko. Mówiąc szczerze mnie zdarzyło się ono po raz pierwszy, dlatego mocno zapisało się w mojej głowie. Raz płynąc na silniku pod słaby wiatr zaobserwowaliśmy na radarze echa deszczowych chmur, które pojawiły się za naszą rufą. Chmury powoli zaczęły się przybliżać. Z każdą minutą były coraz bliżej, ale wiatr nie zmieniał kierunku (jak to zawsze bywało). W końcu zaczął padać deszcz i choć chmury nadal przesuwały się przed dziób Wassyla, wiatr konsekwentnie wiał w kierunku rufy, czyli w przeciwną stronę. Chmury poszły sobie dalej, a kierunek wiatru pozostał bez zmian pozostawiając nas w zadziwieniu i z niespełnionymi oczekiwaniami na odkrętke i żeglugę z wiatrem.
Żegluga na północnym Atlantyku nieco mnie zaskoczyła. Spodziewałem się stabilnego, wiejącego głównie z kierunku NE wiatru o sile około 15 węzłów. Okazało się, że na tych szerokościach geograficznych wiatr wcale nie jest stabilny. W ciągu dosłownie minuty potrafi zmienić kierunek o 20-30 stopni i zmienić znacząco swoją sile z 8 do 20 węzłów lub odwrotnie. Taka sytuacja zmusza nas do stałego czuwania i bieżącego dostosowywania kursu i ustawiania żagli. Czujemy się trochę jakbyśmy żeglowali po śródlądziu.
Na wysokości czwartego stopnia szerokości geograficznej północnej, po około 16 dniach od opuszczenia wyspy Św. Heleny, Wassyl jako jedyny w obecnym rejsie w całości okrążył świat. Rozpoczynając tą podróż w Szczecinie zakładaliśmy, że większość z ówczesnej załogi dokona tego żeglarskiego wyczynu razem z Wassylem. Niestety nikomu się to nie udało, jednak każdy z załogantów istotnie się do tego przyczynili. Myślę, że na podsumowania jeszcze przyjdzie czas, ale ja chciałbym wykorzystać tą możliwość i każdemu z dotychczasowych załogantów Wassyla, moim kolegom, koleżankom i przyjaciołom, złożyć ogromne podziękowania i gratulacje! Myślę o Was często.
Z niniejszej okazji zrobiliśmy na pokładzie Wassyla małą imprezę okolicznościową z poczęstunkiem i napojami. Ogłosiłem też konkurs na uwiecznienie wyczynu Wassyla w dowolny sposób. Poniżej zamieszczam wiersz zwycięzcy - Marka Petryczki:
Wypłynął Wassyl w rejs dookoła świata w 2015 roku
Żaden jacht nie dotrzymywał mu kroku
Gdy już opłynął wszystkie przylądki
Dzielnie znosząc pogody drwin
Zapragnął powrotu na rodzinny Skolwin
Wytyczały mu drogę znajome wody Atlantyku
By przeciąć pętle na czwartym równoleżniku
Ocean czas wyznaczył na luty roku pamiętnego 2018-ego
Więc najdłużej tu pływający Bosman Marcin znany
Wyprawili ucztę jako kapitan Wassyla niezapomniany
I ja tez tam byłem
Dobry rum z sokiem pomarańczowym piłem..."
Kilka faktów i statystyk tej części etapu (od Św. Heleny):
PS. Muszę się przyznać, że piszę te słowa przymuszony zaistniałą sytuacją. W okoliczności, gdy Bola nie ma już na pokładzie Wassyla, nie chce pozostawiać naszych wiernych kibiców bez jakiejkolwiek informacji z jachtu. Mam jednak świadomość, że pisanie nie jest moim atutem. Proszę wszystkich czytających o wyrozumiałość i nie podsyłanie wiadomości o tych publikacjach moim nauczycielkom języka Polskiego, bo pale się ze wstydu!